Strony

niedziela, 15 stycznia 2012


Mieszkałam kiedyś w Seattle, w stanie Waszyngton.
Razem z moim bogatym tatą: Scotterem, mamą- Janette, i starszą siostrą- Catelin.
Ale potem tata rozstał się z mamą, dla sławy.
A ona zaczęła pić.
Zabrali nas od niej, do domu dziecka, ponieważ ojciec zawsze był zajęty.
Teraz, po 6 latach męki, 18 letnia już Catelin, została wypuszczona, a ja, mając dopiero 16 lat, musiałam się tu gnieździć do osiemnastki.
-Brown, ktoś cię szuka!-zawołała mnie pani Lucyna.
Była już stara, i nie miała pamięci do imion, i dla tego wolała mówić po nazwisku.
-LAURA, DO CHOLERY!-usłyszałam pełen złych wspomnień głos pana Wernona, nauczyciela z gimnazjum.
Ale co on może ode mnie chcieć?
Już nie chodzę do gimnazjum.
Weszłam niepewnie na dół.
-Pan Sam chciał zobaczyć jak sobie radzisz w nowym otoczeniu-wyjaśniła jak zawsze miła pani Lucynka.
-no, i jak, przydaje się trochę matma w życiu?
-ta... Tak trochę.
-widzisz, a mówiłaś, że to do niczego nie prowadzi.tak. Ja już cię znam. Ty, i te twoje marzenia... Pisarka, piosenkarka, aktorka...-prubował sobie przypomnieć.
-reżyserka-pomogłam mu.
-tak, reżyserka teledysków, tak? I trzecia żona Bieberka?
-druga-jeszcze raz go poprawiłam.
Nie pamiętał nawet moich słów z przed miesiąca.
-dobra, ja idę, z tą dziewczyną się nie da gadać-powiedział, i tak po prostu sobie wyszedł.
***************
-aaaaaaaaaaaa!-usłyszałam krzyki na dole.
Były to głównie głosy dziewczyn, w przedziale gdzieś od sześciu do osiemnastu lat.
Weszłam na dół w samym szlafroku, i papciach-świnkach, aby zobaczyć, co wzbudziło taką sensację.
Gdy weszłam na czwarty od góry schodek, mogłam już swobodnie patrzeć na to, co się tam dzieje.
To co zobaczyłam, przyprawiło mnie o dreszcze.
Na środku pokoju, stał sam, we własnej osobie, Justin Bieber, i rozdawał młodszym dzieciom batony.
Przechylałam się coraz to bardziej nad barierką, aby lepiej go widzieć, ale nie spodziewałam się, iż drewniana, stara deska, może nie wytrzymać 49kg żywej wagi.
I właśnie w chwili, gdy dzieci zaczęły się rozchodzić, barierka się załamała, a ja robiąc potężnego fikołka, wylądowałam pod nogami blądyna.
-cześć-powiedział, podając mi rękę, abym mogła wstać.
Złapałam ją i wstałam.
-boże, nigdy już jej nie umyje...-szepnęłam, patrząc na swoją lewą dłoń.
-fajnie, to będziesz miała ją do końca życia brudną. Chyba że owiniesz ją w folię aluminiową, i powiesisz w rameczce, w muzeum sztuki współczesnej. Ładnie by tam wiglądąła. Jak się nazywasz?
-Laura-ledwo co z siebie wydusiłam.
-Ładnie. Ale mnie pewnie znasz, Bieber nr2. Nr1 to mój tata.
Po tych słowach zaczęłam śmiać się na cały budynek.
Justin też się przyłączył, a po chwili śmiali się już wszyscy, łącznie z Panią Lucyną.
-wow, muszę lecieć-powiedział chłopak patrząc na zegarek-spotkamy się jeszcze?-zwrócił się do mnie.
-nie wiem, może...
-może, to ja jutro tu wpadnę. Pa!
-tylko nie przez komin!-wrzasnęłam za nim.
-nie udał ci się żart-zauważyła 5-letnia Basia.
Wiem przez co to było.
Przez miłość.
Miłość od pierwszego wejrzenia...

1 komentarz: