środa, 25 stycznia 2012
rozdział 3
Obudził mnie straszliwy hałas.
-o co chodzi?!-spytałam dziewczyny.
-pali się!-krzyknęła ewa szybko się ubierając.
Zerwałam się gwałtownie z łóżka, i naciągnęłam na siebie biegiem spodnie, rzucone poprzedniego dnia na podłogę.
Potem bluzka i wybiegłyśmy wszystkie z pokoju.
Pani lucyna wyprowadzała dzieci z budynku.
Czułam, jak za ścianami robi się coraz goręcej, i śmierdziało spalenizną.
-wszyscy są?-spytała pani lucyna
-nie ma gege'a!-krzyknęła jedna z dziewczyn.
Zerwałam się biegiem, nie czekając na niczyją reakcję, i wbiegłam do już całkiem palącego się budynku.
Krztusząc się dymem i unikając ognia, przedarłam się do pokoiku dla dzieci.
Nikogo już tam nie było.
Wystraszyłam się, że może być już za puźno, że mały może już...odrzuciłam szybko tę myśl od siebie, i w tej samej chwili usłyszałam znajomy płacz mojego ulubieńca.
-gege!-zaczęłam krzyczeć, szłam za jego płaczem, cała spocona i czarna od popiołów.
Prowadzona dźwiękiem jego cichego głosu, i własnym instynktem doszłam do saloniku, gdzie na podłodze siedział mały umorusany blądynek.
Złapałam go w ramiona, i cała we łzach przytuliłam go mocno do siebie.
-Boże, nie rób mi tak więcej!-szepnęłam, i odwruciłam się na pięcie by wyjść z pomieszczenia, ale drogę zastąpił mi strumień ognia.
To była pułapka bez wyjścia.
Jeszcze bardziej przycisnęłam do siebie chłopca, i okryłam go płaszczem, który dostałam od pani lucyny.
Podobno był ognioodporny.
Okryłam go tak, że nie było go widać, i nie zwarzając na to, co może mi się stać, przeskoczyłam przez ścianę ognia, po czym upadłam na ziemię.
Dalej pamiętam tylko czyjś ciepły oddech na swoich wargach, i ten wspaniały zapach...
******************
pip.
Pip.
Pip.
Pip...
Piiiiiiii...
Gdy usłyszałam ten podłużny dźwięk, pomyślałam że to już koniec.
Że moje serce staje, że już po mnie.
Ale moje głupie myśli nadal działały.
I oczy też zaczynały, ponieważ zobaczyłam nad sobą najpiękniejsze oczy pod słońcem...
Albo to umysł płatał mi figle, i pokazywał czyjeś czekoladowe oczy nade mną.
Nie.
Teraz już wiedziałam że to nie złudzenie, bo z oczu pociekła łza.
Pip.
Pip.
Piiiiiiiiiiii...
Teraz rozumiem.
To nie śmierć.
Tylko moje serce reagowało tak na ciało pochylające się nade mną.
Ale co ono ode mnie chciało?
Przecież... Ja nic nie wiem.
-obudziła się!-krzyknął ten ktoś.
-już?
-to dosyć szybko jak po porażeniu.
-myślałam że to śpiączka...-zobaczyłam nad sobą mnóstwo nieznanych mi twarzy.
-laura... Poznajesz mnie?-spytał bladyn o pięknych oczach.
-ale...-wydusiłam-ale kim ty jesteś?...
***************
myślę że się wam podoba, nie?
Wiem takie popaprane, miało być zupełnie inne zakończenie, ale tak jakoś przypomniał mi się jeden superoski blog, i tak to się skończyło.
Kocham justinka, i polecam blog, na którym znowu pojawił się wpis:
http://bieberstory.bloblo.pl/
ta dziewczyna ma talent!
Już drugi raz piszę o jej opowiadaniu.
Kicia <czytać: cicia>
plosi o jesce jeden rozdzialik!
Pliss!
Ok, ja kończę, bo mi się już w głowie jebie.
Plus jedna piosenka:
http://www.youtube.com/watch?v=fSVnYXm7UM4
kicia
Ps. Pewnie zastanawiacie się, z kąd to imię -Gege.
A wzięło się to z tąd, że oglądałam smentarz dla zwierzaków, a ten mały był taki sweetaśny!
i nazywał się właśnie Gege.
piszcie komcie!
koffam was
kicia
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz