Obudził mnie płacz.
Nie mogę powiedzieć, że to płacz Gege'a, bo jak płacz Gege'a nie brzmiał.
Był głośniejszy, i pełen rozpaczy.
Wstałam z łóżka, i poszłam do pokoiku Gege'a.
Wtedy to usłyszałam.
To był śpiew.
Dziewczęcy głosił wyspiewywał piosenkę w rytm: panna mary mała...
Lecz słowa były całkiem inne.
Panna Mary mała,A prawdziwe słowa były takie:
na dziś czarno cała,
w sercu tkwi jej nóż,
nie może płakać już,
oddechu ma ćwierć,
więc błaga o ŚMIERĆ...
panna mary mała,Weszłam do pokoiku, ale Gege'a nie było.
roześmiana cała,
nie chce jej się jejść,
ani z góry zejść,
woli teraz spać,
ojcu fajkę kraść.
Za to w łóżeczku leżało niemowlę.
Martwe niemowlę, w malutkiej czarnej sukieneczce.
Na łóżeczku stał kruk.
Odgoniłam go, i wtedy dziecko otworzyło oczy, i odkryłam, że ten płacz dobiega właśnie od niego.
Po chwili poczułam na gardle coś zimnego, i w bardzo krótkim czasie, zorietowałam się że to nóż.
-Pożegnaj się z Amelią...-szepnął głos, który znałam aż za dobrze.
Nic nie poczułam.
Nawet bólu...
*************
obudziłam się, tym razem naprawdę, i pomyślałam, że to był tylko koszmar.
Płacz wciąż nie ucichł, ale było go słychać wszędzie.
Byłam tylko ciekawa, dlaczego Justina on nie obudził.
Nie chciałam iść tam sama.
Szturchnęłam lekko Jusa.
-cco?-spytał wyciągając z uszu słuchawki.
Czyli jedna tajemnica wyjaśniona.
-choć ze mną do Gege'a...-szepnęłam
-dobra, ok...-powiedział i półprzytomny padł w poprzek łóżka.
Ja tylko podkuliłam nogi, i siedziałam wsłuchując się w narastający płacz.
Jus otworzył jedno oko.
-dla czego do niego nie pujdziesz?-spytał
-boję się...-byłam bliska płaczu, bałam mu się do tego przyznać, ale musiałam, inaczej by nigdy ze mną nie poszedł.
Usiadł na łóżku, i założył kapcie.
-to idziesz?-spytał
-yhm...
Wszedł do pokoju pierwszy.
Gege, po swojemu stał w łóżeczku.
Na szczęście nie było w nim, ani martwych dzieci, ani żadnych ptaków.
Justin wziął małego na ręce, ale on i tak nie przestał płakać, co nie było w jego zwyczaju.
Jus podał mi go, i sam poszedł do pokoju.
Przez pół nocy nie mogłam go uspokoić, aż wreszcie po piątej, zasnął, zmęczony już ciągłym, nieprzerywalnym płaczem.
*************
ledwo co położyłam się do łóżka, zadzwonił telefon Justina.
Z ledwością wstał, i odebrał.
Lecz gdy usłyszał słowa, które wypowiedział mężczyzna z drogiej strony, odrazu się rozbudził.
Rozbrzmiewały mu one po głowie cały ten czas.
Te cztery głupie słowa, a tak bardzo go zabolały.
"PAŃSKA MATKA NIE ŻYJE"
########################
I co?
pewnie na początku myśleliście że to o nią chodziło, nie?
heh.
tak na serio, to najpierw myślałam żeby uśmiercić Fabiene, ale jak napisałam poprzedni rozdział, to postanowiłam że to będzie Patty.
Wiem, krótki, ale jest 23:33 i nie wiem czy wytrzymam.
Nikt nie wygrał, widzicie?
I tak to jest gdy się nie pisze komentarzy.
Od teraz koffam tylko tych co komentują.< oprócz cb TheAgaulka, ty mi już wyjaśniłaś, i rozumiem, lovciam cię, wiesz?>
A to do reszty:
Co? Łaskę mi robicie?
Nie, to nie, dziękuję.
Jak nie zauważyliście, to był sarkazm.
I dziękuję-bez sarkazmu-dla tych co komentują, i 60% tego słowa dla tych co czytają go z uczuciem.
Koffam,
kicia<3.
ps. Czy zauwarzyliście może, że piosenka "domino" jessy. j to muzyka żywcem ściągnięta z "california gurls" katty parry?
Wird...
PPS. mój nowy blog, ale już nie o Justinie tylko o Sebusiu:
http://sebastian-rutkowski.blogspot.com/