Strony

poniedziałek, 20 lutego 2012

Rozdział 10


Obudził mnie płacz.
Nie mogę powiedzieć, że to płacz Gege'a, bo jak płacz Gege'a nie brzmiał.
Był głośniejszy, i pełen rozpaczy.
Wstałam z łóżka, i poszłam do pokoiku Gege'a.
Wtedy to usłyszałam.
To był śpiew.
Dziewczęcy głosił wyspiewywał piosenkę w rytm: panna mary mała...
Lecz słowa były całkiem inne.
Panna Mary mała,
na dziś czarno cała,
w sercu tkwi jej nóż,
nie może płakać już,
oddechu ma ćwierć,
więc błaga o ŚMIERĆ...
A prawdziwe słowa były takie:
panna mary mała,
roześmiana cała,
nie chce jej się jejść,
ani z góry zejść,
woli teraz spać,
ojcu fajkę kraść.
Weszłam do pokoiku, ale Gege'a nie było.
Za to w łóżeczku leżało niemowlę.
Martwe niemowlę, w malutkiej czarnej sukieneczce.
Na łóżeczku stał kruk.
Odgoniłam go, i wtedy dziecko otworzyło oczy, i odkryłam, że ten płacz dobiega właśnie od niego.
Po chwili poczułam na gardle coś zimnego, i w bardzo krótkim czasie, zorietowałam się że to nóż.
-Pożegnaj się z Amelią...-szepnął głos, który znałam aż za dobrze.
Nic nie poczułam.
Nawet bólu...
*************
obudziłam się, tym razem naprawdę, i pomyślałam, że to był tylko koszmar.
Płacz wciąż nie ucichł, ale było go słychać wszędzie.
Byłam tylko ciekawa, dlaczego Justina on nie obudził.
Nie chciałam iść tam sama.
Szturchnęłam lekko Jusa.
-cco?-spytał wyciągając z uszu słuchawki.
Czyli jedna tajemnica wyjaśniona.
-choć ze mną do Gege'a...-szepnęłam
-dobra, ok...-powiedział i półprzytomny padł w poprzek łóżka.
Ja tylko podkuliłam nogi, i siedziałam wsłuchując się w narastający płacz.
Jus otworzył jedno oko.
-dla czego do niego nie pujdziesz?-spytał
-boję się...-byłam bliska płaczu, bałam mu się do tego przyznać, ale musiałam, inaczej by nigdy ze mną nie poszedł.
Usiadł na łóżku, i założył kapcie.
-to idziesz?-spytał
-yhm...
Wszedł do pokoju pierwszy.
Gege, po swojemu stał w łóżeczku.
Na szczęście nie było w nim, ani martwych dzieci, ani żadnych ptaków.
Justin wziął małego na ręce, ale on i tak nie przestał płakać, co nie było w jego zwyczaju.
Jus podał mi go, i sam poszedł do pokoju.
Przez pół nocy nie mogłam go uspokoić, aż wreszcie po piątej, zasnął, zmęczony już ciągłym, nieprzerywalnym płaczem.
*************
ledwo co położyłam się do łóżka, zadzwonił telefon Justina.
Z ledwością wstał, i odebrał.
Lecz gdy usłyszał słowa, które wypowiedział mężczyzna z drogiej strony, odrazu się rozbudził.
Rozbrzmiewały mu one po głowie cały ten czas.
Te cztery głupie słowa, a tak bardzo go zabolały.
"PAŃSKA MATKA NIE ŻYJE"
########################
I co?
pewnie na początku myśleliście że to o nią chodziło, nie?
heh.
tak na serio, to najpierw myślałam żeby uśmiercić Fabiene, ale jak napisałam poprzedni rozdział, to postanowiłam że to będzie Patty.
Wiem, krótki, ale jest 23:33 i nie wiem czy wytrzymam.
Nikt nie wygrał, widzicie?
I tak to jest gdy się nie pisze komentarzy.
Od teraz koffam tylko tych co komentują.< oprócz cb  TheAgaulka, ty mi już wyjaśniłaś, i rozumiem, lovciam cię, wiesz?>
A to do reszty:

Co? Łaskę mi robicie?
Nie, to nie, dziękuję.
Jak nie zauważyliście, to był sarkazm.
I dziękuję-bez sarkazmu-dla tych co komentują, i 60% tego słowa dla tych co czytają go z uczuciem.
Koffam,
kicia<3.
ps. Czy zauwarzyliście może, że piosenka "domino" jessy. j to muzyka żywcem ściągnięta z "california gurls" katty parry?
Wird...
PPS. mój nowy blog, ale już nie o Justinie tylko o Sebusiu:
http://sebastian-rutkowski.blogspot.com/

niedziela, 19 lutego 2012

to chyba dziesiąty... ale nie jestem pewna...


-pierdolone słuchawki! Mam je kurwa gdzieś!-zaczęłam wrzeszczeć na cały głos.
-kochanie, co Ci jest?-spytał zmartwiony Justin, wchodząc do pokoju, i zamykając za sobą drzwi.
Nie kontrolowałam się.
Ryczałam bo byłam zła, a byłam zła powodu jakichś głupich słuchawek, które gdy je podłańczam do telefonu, nie chcą mi działczyć.
Gdy usłyszałam głos Jusa, nie wiem dlaczego, ale jeszcze bardziej się wściekłam.
Wyjęłam z kieszeni telefon, i nie będąc do końca świadoma tego co robię, rzuciłam nim w Justina.
Ten uchylił się, i smartfon roztrzaskał się o ścianę.
Chłopak wystraszył się moim zachowaniem, ale ja nie chciałam o tym myśleć.
Byłam słaba, i nie wiedziałam, co mi jest.
Usiadłam na łóżku, i schowałam głowę w kolanach.
Jus usiadł koło mnie.
Ale mi to nie pasiło.
-odpierdol się, ok?-powiedziałam powoli i wyraźnie, ale nie po to aby on to zrozumiał, tylko ja.
Tak mnie bolała głowa, że nie mogłam zrozumieć nawet własnych słów.
Justin jak zwykle nie posłuchał, i tylko mnie przytulił.
Dopiero teraz zrobiło mi się lepiej.
Nie wiedziałam co mam zrobić.
Chciałam tylko jednego, ale byłam głupia chcąc tego.
Wiedziałam, że teraz Justin się nie zgodzi.
Po pierwsze-Gehe jest w pokoju obok i nie śpi.
Po drugie-razem z Gege'm jest mama Justina,
i wreszcie po trzecie, umówiliśmy się, że do następnego razu poczekamy jeszcze kilka miesięcy, chociaż i tak pierścień czystości tkwi na moim palcu, szczęśliwy że nie potrafię go zdjąć.
To jest po prostu trudne, bo zaraz oblecą mnie w szkole wypytując jaki był "ten pierwszy raz?..."
żal mi tych dziewczyn, które gadają na prawo i lewo, jakie to fajne, czasem nawet piszą o tym na twitterze.
Jaka ja jestem, kurwa, głupia, wciąż o tym myślę, chociaż wiem, że to pogarsza sprawę!
-yyym...-pisnęłam zaciskając dłonie na  koszulce Justina.
Nie wiedziałam że to takie trudne.
Jus chyba wiedział już o co chodzi.
-co Ci jest, masz chcicę?-zaśmiał się.
-jak śmiesz zabawiać się moim kosztem?!-krzyknęłam, a on przestał, i tyko mnie pocałował.
-yyy...-jeszcze gorzej.
-mam iść?-spytał, jego głos sprawiał że płonęłam w środku, ale na wierzku, tylko siedziałam jak trusia, zaciskając jak głupia róg bluzki mojego chłopaka.
Ten, aby zrobić mi na złość, zaczął dotykać moje piersi, a ja czułam, jakbym miała zaraz wybuchnąć.
-JUSTIN JEŁOPIE!-wrzasnęłam na cały głos, a drzwi gwałtownie się otworzyły, popchnięte przez Patty.
-Justinie Drew Bieber, co ty jej robisz!?-krzyknęła, gdy zobaczyła moją minę, i Justina z ręką na moich piersiach, oczywiście, zdążył ją zabrać, ale musiała to widzieć, ponieważ oderwał się dopiero jak trzasnęły drzwi.
Patty nie wiedziała bowiem, że jesteśmy razem.
Łączyło ją ze mną wyłącznie to, że nie nienawidzę Gomezowej, a ona jej wprost nie cierpi.
-mamo... Czy ty musisz wszystko psuć?-zirytował się Jus.
-ja synku nie psuję, tylko naprawiam, a teraz sio mi z tąd, i nie obmacuj jej, skoro tego nie chce, bo uznam cię za pedofila, dobrze?
Justin już chciał wstać, i posłuchać jej, ale ja oczywiście jestem idiotką.

-nie idź, proszę...-szepnęłam przez łzy.
Chłopak usiadł koło mnie, i znów mnie objął.
Patty nie mogąc się nadziwić, spojrzała to na mnie, to na Justina.
-masz mnie słuchać, rozumiesz?-powiedziała cicho, bo jak widać, miała jakąś gulę w gardle, nie była przywyczajona do tego, że syn jej nie słucha.
-nie.-powiedział stanowczo, a matce powiększyły się nozdrza ze złości.
-mam cię gdzieś, rozumiesz?-powiedział do matki która czekając na niego podeszła do drzwi-wynoś się z tąd, rozumiesz? WYNOŚ SIĘ!-krzyknął gdy to nie poskutkowało.
Kobieta wyszła z pokoju, i zeszła po schodach stając przy drzwiach wejściowych.
-jeszcze do mnie przyjdziesz, zobaczysz.
-wypierdalaj z mojego życia, rozumiesz kobieto?!-Justin był bliski prawdziwej furii.
Nie wiedziałam co takiego mu zrobiła, żeby zaraz ją za drzwi wyrzucać, ale szanowałam jego wybór.
Wypchnął własną matkę przez próg.
-a to...-powiedział ściągając z palca pierścień czystości i
Wyciągnął dłoń w moją stronę.
Stałam przez chwilę urzeczona tym wszystkim, a potem ściągnęłam moją obrączkę, i podałam mu ją.
-nie będzie już nam potrzebne.
-Justin, tylko spróbuj!-krzyknęła Patty.
-sorry mama, już za puźno-powiedział i wyrzucił pierścionki w krzaki-A Gege od pierwszego idzie na mnie!-krzyknął, gdy kobieta wchodziłado samochodu.
Zaśmiał się, i wrócił do mnie.
-czuję się brudna...-szepnęłam.
-to idziemy pod prysznic...-powiedział zadowolony ze swojego pomysłu.
-a Gege?-spytałam.
-śpi...-powiedział, i i po chwili trzymał mnie już w ramionach, i wbiegł do łazienki.
Tam zaczął mnie całować, już nie delikatnie, ale spontanicznie.
Bardzo szybko pozbyliśmy się ubrań, a Jus, znów wziął mnie na ręce.
Zaśmiałam się tyko, i odkręciłam wodę, zimną, ale nam było gorąco, wystarczyło że rozgrzewamy siebie nawzajem.
Powoli zaczął mnie całować, jeździł czubkiem języka po mojej szyi, tak długo, aż jęknęłam, dopiero wtedy przestał się ze mną droczyć i przeszedł do rzeczy.
Bardzo szybko znalazł się we mnie, nie mogła tego wytrzymać, nogi się pode mną uginały.
Justin to zauwarzył, i przywarł do mnie jeszcze bardziej.
Oplotłam go nogami, tak, że teraz utrzymywał mnie tylko on, i ściana.
Poruszał się we mnie coraz szybciej, całując na przemian moje usta i piersi.
Nie myślałam już o niczym, nie liczył się dla mnie już świat, tyko on.
Na zawsze mój...
########################
wow, wyszło mi.
Jednak nie wyszłam z wprawy, ciągle opisuję to jakby to była prawda.
Poczekajcie tylko, aż dodam następny rozdział, ale dobra, przejdźmy do sedna.
Nikt nie komentuje, chociaż rozdziały są coraz dłuższe.
Proszę was tylko o jedno słowo, napisane na klawiaturze waszego komputera, laptopa, fona, czy czegokolwiek.
Wiem że są nudne, ale przynajmniej piszcie co zmienić...
Proszę, będę się starać.
I jeszcze coś.
Dwa krótkie słówka:
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Kicia<3.
Ps. Jeszcze raz przepraszam za to porno na końcu, ale chciałam zobaczyć, czy jeszcze umiem to opisywać...
To nie jest wcale takie łatwe, trzeba myśleć, aby nikogo nie urazić.
A nauczyła mnie tego oczywiście ona.
dzięki....


sobota, 18 lutego 2012

kurde, że nie wiem znowu który to rozdział...


-powiedz mi lepiej odrazu o co Ci chodzi.-powiedziałam stanowczo, kierując swoje słowa w stronę Justina.
-chodzi mi tylko o to że... Za  kilka dni będę już pełnoletni i...-zawahał się, wciąż nie wiedziałam o co mu chodzi.
-no i co?!
-i pomyślałem... Że przydałoby się... Przepisać na mnie Gege'a...-przymknął lekko oko, jakby bał się mojej reakcji.
-a twoja kochana mama? Co ona na to?
-czyli się zgadzasz?
-najpierw powiedz co z twoją mamą.
-ona wolałaby, żeby sama go wzięła, ale ten pomysł też jej się spodoba... W końcu to narazie ona jest jego i moim prawnym opiekunem.
Z resztą twoim też.
-moim?!
-tylko do mojej osiemnastki, potem idziesz na mnie!-uniósł ręce do góry, jakby się poddawał.
-jak ty to sobie wyobrażasz, adoptujesz mnie, czy co?-zaśmiałam się głupkowato, chociaż wiedziałam że i do tego jest zdolny.
-nie...-zaśmiał się, tak jakbym była jakaś głupia-ożenimy się!
***************************************
-co?!-wrzasnęłam-jełopie, ja mam szesnaście lat!-popukałam się w czoło.
-czyli ty... Nie chcesz... Ale...-zaczął-EJ!-zaczął nagle-Nie jestem jełopem!
-od teraz jesteś!-krzyknęłam, ale nie zdążyłam się dobrze z nim pokłócić, gdy usłyszałam cichy, lecz dobrze znajomy mi płacz Gege'a.
-masz szczęście...-szepnęłam zmęczona tym wszystkim, i wyszłam z pokoju.
-kurwa!-zaklął Jus, siadając na sofie, i łapiąc się za głowę, ale ja już tego nie słyszałam, bo byłam myślami kilka sekund wstecz, a po głowie plątało mi się tylko jedno zdanie pytające bez odpowiedzi:
"czy on mnie właśnie poprosił o rękę?!"
**********************************
-jak myślisz, mam się zgodzić?-spytałam chłopca, którego posadziłam na stołku przy blacie kuchennym, a sama zajęłam się przygotowywaniem mu butelki.
Nie oczekiwałam odpowiedzi, ale i tak ją otrzymałam.
-ślub!-krzyknął brzdąc.
Nagle usłyszałam trzask, i okazało się, że upuściłam szklaną butelkę, która stłukła się o podłogę na miliony drobnych kawałeczków.
-co się stało?!-do kuchni wszedł Justin, skumał chyba co się stało.
Spojrzał najpierw na moje zakrwawione ręce, potem na podłogę, i odłamki szkła, a na końcu na wystraszonego Gege'a.
Cała się trzęsłam.
Chłopak złapał mnie za ramiona, i powoli, omijając każdy kawałek butelki z osobna, poprowadził do zlewu, gdzie zamoczył moje ręce w strumieniu zimnej wody.
Potem zrobił małemu jedzenie, i położył go do łóżeczka, a ja jakbym była na serio głupia, ciągle stałam trzymając ręce pod kranem, puki nie posadził mnie na stołku, a sam zajął się sprzątaniem.
-co Ci się stało, Laura!?-krzyknął, i dopiero teraz się otrząsnęłam, chwilę popatrzyłam na jego srogą minę, a potem wybuchłam płaczem.
Nie wiedziałam co się że mną dzieje.
Jus przytulił mnie mocno, a ja traciłam kolejne litry łez.
Gdy się już z lekka uspokoiłam, Jus zaczął znowu drążyć temat.
-zastanowiłaś się?-spytał
-nie... Zadzwoń do Fabiene... Proszę!
-dobra... Ale zastanów się, ok?
Pokiwałam tylko głową.
-kocham cię-szepnął, i pocałował mój policzek, a z moich oczu znów pociekły łzy.
**********************************
-słuchaj Laura...-powiedziała Fabiene-ale nie płacz znowu. Kochanie!-szepnęła
-ale on... Myślisz że on naprawdę mnie kocha?-powiedziałam łykając kolejną porcję łez.
-powiem ci, jak przestaniesz płakać!
-a co ty, nigdy nie płaczesz?
-ostatni raz płakałam, jak byłam w ciąży, co poroniłam, pamiętasz?
Pokiwałam głową.
-oj, kochanie... On cię kocha, napewno!-powiedziała obejmując mnie-ale ja cię kocham bardziej!-spojrzała mi w oczy, i dała całusa.
Tak to była moja najlepsza przyjaciółka.
-No, a tera Ogar!-wstała i się otrzepała.
Ogarnęłam się lekko, i chciałam wyjść z pokoju, ale drogę zastąpił mi mój chłopak.
-i co, już koniec burzy muzgów?-spytał
-ty lepiej spieprzaj kupić pierścionek!-powiedziałam patrząc na niego, i mróżąc oczy.
Zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, odepchnęłam go, i wyszłam.
-czyli?-zwrócił się do Fabiene gdy wyszłam.
-czyli się zgodziła-odpowiedziała mu, i pobiegła za mną........
####################################
nudny rozdział, wiem.
Ale coś z niego wyszło, więc...
Ale skaczę z miesiąca na miesiąc, najpierw był czerwiec, teraz już koniec lutego!
Uch...
Ale ten czas szybko leci.
I dziękuję za wenę mojej kuzynce, z jednym z najlepszych blogów pod słońcem, i wszystkimi księżycami, każdej z planet razem i z osobna, Malince.
Ja jestem kicia, ona malina, i razem K&M, czyli kiciaendmalina.
Heh.
I to właśnie jej dedykuję ten rozdział,
bravo Minuś, uczysz się od mistrza!
Heh, to ja ją namówiłam żeby pisała o justinie, a potem pchnęłam w stronę światła, podpowiadając żeby założyła bloga, i założyłam jej nawet pocztę gmail, kocham cię minuś, ale nie rób już więcej wypadków, teraz moja kolej.
Ktoś umrze, jesteście ciekawi kto?
Piszcie w komentarzach, ten kto wygra, dostaje u mnie plusa, i polecam jego bloga na twitterze, plus piszę do Justina Biebera <moja kuzynka-Nadja go zna, mieszka w Lynnwood, to córka mojej cioci>
żeby zobaczył tego bloga, ma zawodowych tłumaczy, może go zaciekawi.
Ciekawe czy Nadja już mu pisała o moim błogu?
Fajnie by było.
Ok, kończę, bo niedługo stopki staną się dłuższe niż same rozdziały.
Ok, to zgadujcie i piszcie w komentach, i dodawajcie adresy do swoich blogów.
Zawsze do dyspozycji...
Kicia.
Ps. Minuś, zabiorę cię w wakacje do cioci, poznasz Nadje, i jej młodszego brata, jest taaaaaaaaki słodki!
Pps-to jest najdłuższy rozdział ze wszystkich!

środa, 15 lutego 2012

nie wiem który z kolei...


-Aaaa!-wrzasnęłam na całą parę.
-co się stało?-spytał Justin-jest 3 nad ranem, do cholery jasnej, co Ci jest?!-krzyknął potrząsając mną.
-mam złe przeczucie...-szepnęłam, i wyleciałam biegiem z pokoju.
Otworzyłam drzwi, te zaraz koło moich, i ujrzałam Gege'a.
Stał w łóżeczku, odwrócony w stronę okna, a na barierkach stało pełno kruków.
Justin stanął zaraz za mną, i stanął jak wryty.
-Co te ptaki od niego chcą?-spytał szeptem.
Nie zdążyłam odpowiedzieć, gdy chłopiec się zaśmiał, a ptaki wyleciały przez okno.
Ja przywarłam stopami do ziemi, więc to Justin zamknął okno, i wziął Gege'a na ręce.
-chcesz spać z nami?-spytał małego.
-keje uciekły!-krzyknął Gege.
-jakie keje?-justina nieźle zdziwiło słownictwo chłopca.
-ptaki...-wyjaśniłam.
Położyłam się na łóżko, a Jus umieścił małego przedemną.
Sam natomiast przeszedł naokoło łóżka i usadowił się za mną, kładąc rękę na moim biodrze.
Gege już pochrapywał, gdy znów się odezwał.
-jak myślisz, z kąd wzięły się te ptaki?
-nie wiem-odpowiedziałam, co nie było do końca prawdą.
Zaczęłam nerwowo plątać włoski Gege'a, Justin to zauwarzył.
-powiedz prawdę co Ci jest?-spytał troskliwie-przecież widzę że coś jest nie tak.
-kiedyś już tak było...-głos mi się zarywał, ale mówiłam dalej- w jego pierwszą noc w domu dziecka. Ale to przecież tylko ptaki, prawda?
-tak, ale śpij już, dobrze? Nie potrafię patrzeć jak się tak zamartwiasz.
Zasnęłam.
Justin zaś, został sam, że swoimi myślami...
*************
uderzył mnie.
Znowu mnie uderzył.
I jeszcze raz.
Krzyczę, aby mnie puścił, wyrywam się, ale to nic nie daje.
-oh, kochanie, wiem że chcesz...-szepnął zawiadacko.
Już nie dałam się na to nabrać.
-puść mnie!-krzyknęłam mu prosto w twarz, on natomiast znowu przyłożył mi z plaskacza.
-zamknij się dziwko, jeśli chcesz żyć!-wydarł się.
-zostaw mnie, nie rozumiesz?!
A myślałam że mnie kocha!
-kochanie, obudź się!-ktoś delikatnie położył dłoń na moim policzku.
Otworzyłam dotąd zamknięte oczy, i ujrzałam twarz gwałciciela.
-zostaw mnie!-krzyknęłam
-ok, nie wiem co Ci się śniło, ale myślę że coś ze mną...-zaśmiał się.
Z moich oczu pociekły łzy, a ja gwałtownie wtuliłam się w jego czarny top, który jak widać zdążył już ubrać.
-obiecaj mi to, Justin, błagam!-zaczęłam usilnie wydobyć dźwięki z obolałego gardła.
-ale co, Laura, kochanie, uspokuj się... Co mam Ci obiecać?
-że nigdy nie... Nie na... Nie na hama...-zarywający wciąż się głos nie dawał mi dokończyć zdania.
-dobrze... Dobrze, skarbie... Odpocznij chwilkę, i dopiero mów.
-że nigdy mnie nie zgwałcisz...-powiedziałam wreszcie, nabierając sporą porcję odwagi.
-co... Co ty sobie ubzdurałaś? Wiesz, że nigdy nie zrobiłbym Ci krzywdy, prawda?
Odwaga znikła, więc kiwnęłam tylko głową.
Justin zbliżył lekko wargi do moich ust, lecz gdy zobaczył, że w moich oczach pojawił się, nie wiadomo z kąd, strach, odsunął się, i tylko przytulił.
Nie chciałam, żeby tak się o mnie martwił, ale w głębi ducha wiedziałam, że to jak on się o mnie boi, znaczy jak bardzo mnie kocha... I to dodało mi to odwagi.
Odsunęłam się od niego, na kilka centymetrów, i spojrzałam mu głęboko w oczy.
-gdzie jest Gege?-spytałam
-mama go zabrała-odpowiedział zwięźle, ale z sensem.
Spuściłam na chwilę oczy.
Udowodnił mi, że mnie kocha, i że mi bezgranicznie ufa.
Teraz moja kolej.
Znowu spojrzałam w jego czekoladowe tęczówki, pełne pożądania, i zobaczyłam wreszcie, ile kosztuje go powstrzymywanie się.
Przybliżyłam się do niego, i pocałowałam.
Na początku, zaledwie musnął moje wargi, widać że się wachał.
A wachał się przezemnie.
Przez mój popierzony sen.
Złożyłam rękę, pod jego koszulkę, która po chwili wylądowała na podłodze.
Jus przełożył mnie z pozycji siedzącej, na leżącą, pozbawiając mnie w międzyczasie topu.
Przestał się ograniczać.
Jego język, rozchylił z łatwością moje usta, i oplótł się z moim, w węzeł, pozornie nie dający się rozwiązać.
Lecz po chwili wrócił mu zdrowy rozsądek.
-jeśli nie chcesz... Nie musisz tego robić...-powiedział, widziałam że nie chętnie się ode mnie oderwał, ale bał się, że zrani moje uczucia.
-ależ ja chcę... Justin, zawsze musi być ten pierwszy raz...
-jasne, ale nie musi on tak wyglądać- było widać, że próbował przekonać do tego samego siebie.
-justin...
-co?
-zrobisz coś dla mnie?
-wszystko.
-zamknij się, i ściągaj spodnie!-rozkazałam, nieudolnie naśladując ton jakiegoś faceta z durnego westernu.
Justin tylko przymrużył oczy, i zaczął <dosłownie> lizać moją szyję.
-jus, łaskocze!
-i co, dajesz za wygraną?-spytał.
-nie.-powiedziałam stanowczo.
Poddał się.
Pocałował mnie, tak, jak najnamiętniej umie, po czym począł coraz bardziej się zniżać.
-kochasz mnie?-szepnął
-wiesz że tak...-po tych słowach wszedł we mnie, a ostatnie co chciałam, to to, aby ten stan nieważkości się skończył..........................
******************
i co?
Ok, mi już kompletnie skończyły się pomysły.
Wiecie jaka jestem zła na ciotkę?!
Wogóle nie ma polskich kanałów w telewizji!
Tak się na nią wkurzyłam, że "idź z tąd i nie wracaj".
Wczoraj miał lecieć na polsacie spider-man, a ja znowu nie obejrzałam!
Pamiętam, że jak byłam mała, ta bajka leciała tylko raz w tygodniu na Jetix'ie, za pięć dwunasta w nocy.
Zawsze oglądałam, i to był plus bycia jedynym dzieckiem w domu.
A teraz jest mój brat, i na nic mi nie wolno, bo przecież Mathew<czytaj metju,pl.mateusz> musi spać.
Ale przez następne dwa dni mam labę, a w sobotę wracam do domu<buuuuu!>.
A pisałam już że przez przypadek zadwonił do mnie Komorowski?
Nie wiem, ale na razie tyle.
O!
I jeszcze mała proźba.
Weźcie mi dajcie jakiegoś pomysła, dlaczego wogóle te ptaki przyleciały, bo sama nie wiem, wplątałam się, i nie wiem jak teraz wyplątać.
Tylko żeby było coś realnego, a nie jakieś czary-mary.
Z góry dzięki.
Ps.trochę się rozpisałam, nie?
To mój najdłuższy post, jak narazie...
Koffam was
kicia<3.
i sorry że dopiero tera dodaję, bo laptop mi się u ciotki wyładował, i musiałam czekać aż wrucimy, odwołuję się do wcześniejszych słów
kiciaX3.
<X3,- czyli złamane serce, jestem załamana, zachar ściął swoje piękne biberoskie włoski...>

poniedziałek, 6 lutego 2012

i next


-To chyba najlepszy film jaki oglądałam...
-to tylko bajka...-poinformował mnie justin-zobaczysz jaki film wybrałem dla nas...-szepnął tak blisko mojego ucha, że dotykał go ustami.
-ARTUR, UWAŻAJ!-wrzasnęłam, a Jus tak się wystraszył że aż ode mnie odskoczył.
-ile razy mam Ci powtarzać, że TO TYKO BAJKA!-krzyknął.
-a jeśli minimki istnieją...-zaczęłam powoli zmierzać na czworaka w jego stronę po sofie-jeśli Artur także jest?
-a nawet jeśli... To i tak mi cb nie zabierze...-uśmiechnął się szarmacko, i zbliżając swoje wargi do moich.
-ARTUL caluje selenie!-krzyknął Gage.
-co?!-teraz to ja oderwałam się od Justina.
-no, weź... Ta głupia bajka nam ciągle przeszkadza.
Mówił, ale ja byłam już nie przytomna.
Patrzyłam, jak Artur i księżniczka Selenia się pocałowali, co miało oznaczać że się ożenili, potem i on, księżniczka i jej brat Betamesz <Beta> trafili za kratki gdzie odnaleźli dziadka Artura- Archiwalda.
W sumie, wszystko kończy się dobrze, bo
Artur pokonuje Maltazara piłeczką ping-pongową, ale przed tem musiał pożegnać się z Selenią, która łamiąc tradycję, znowu go caluje.
-nie wiedziałam, że można się zakochać w wieku dziesięciu lat...-powiedziałam do Justina, gdy film się skończył.
-co? A, tak, mogę iść już spać?-powiedział przeciągając się.
-idź-powiedziałam, i zerknęłam na Gege'a, który spał już w najlepsze, skulony na podłodze.
-Jus...-krzyknęłam za wiadomym osobnikiem-mógłbyś najpierw go przenieść...?
*****************
***OCZAMI JUSTINA***
*****************
-dobra...-Powiedziałem, nie chciało mi się tego robić, ale nie chciałem stracić jej zaufania.
Do nikogo nie czułem nigdy czegoś takiego...
To była... MIŁOŚĆ.
Jestem tego pewny.
Wziąłem małego na ręce.
Był taki słodki kiedy spał...
Wniosłem go do góry, i położyłem w łóżeczku.
Otworzył lekko oczka.
Przykryłem go.
-dobranoc tatusiu...-szepnął.
Przez chwilę zrobiłem wielkie oczy.
Ale po tym zrozumiałem.
-dobranoc synku-powiedziałem cicho całując go w czoło, i przykrywając kolderką aż po nos.
Tak, to był mój syn.
To JEST, mój syn.
I nikomu Go nie oddam.
*******************
*******LAURA*******
*******************
-I co?-spytałam, gdy Justin wszedł do pokoju-śpi?
-tak, nasz mały śpi...-powiedział, niewiadomo dla czego się uśmiechając, i kładąc koło mnie.
-więc dzisiaj nie śpisz u siebie?-spytałam
-chcę... Po prostu chcę być bliżej Gege'a, żeby jakby co wstać, a ty bedzesz mogła sobie pospać... Co ty robisz?
-zastanawiam się, czy to nie jest tylko wymówka, żeby spać ze mną.
-może i jest... Boże, jak my szybko dorobiliśmy się dziecka nie?
-i do tego bezboleśnie...-potwierdziłam.
Obydwoje się zaśmialismy.
-kocham Cię, wiesz?-spytał ciszej, dotykając dłonią mojego policzka.
-wiem...-szepnęłam.
Nasze ciała dzielił zaledwie centymetr, a nasze usta kilka milimetrów, a ta odległość, z sekundy na sekundę się zmniejszała.
Moje serce pracowało na najwyższych obrotach.
Nie wiedziałam co mam robić, czy to, jaki zamiar ma mój chłopak, aby wyjdzie nam na dobre.
Justin wsunął lekko rękę pod moją  koszulkę, a ja gwałtownie zwiększyłam odległość jaka nas dzieliła.
-przepraszam...-powiedział zażenowany swoim zachowaniem, chłopak.
-nic się nie stało, ale...
-mógłbym jeszcze trochę poczekać... Masz rację, nie jesteśmy jeszcze gotowi na takie posunięcie.
-tak... A pozatym... Chyba nie chcemy sprawić Gege'owi rodzeństwa, co nie?-zaśmiałam się, by rozluźnić trochę atmoswerę.
-tak... Masz absolutną rację-justin próbował także się zaśmiać, ale był zbyt spięty sytuacją.
-Justin... Może... Spróbujemy kiedy indziej, co?
-jasne... Kocham Cię, a ten kto kocha, ten Poczeka, a ja jestem gotowy czekać nawet następne siedmnaście lat prawictwa, by stracić je właśnie z tobą, myślę, że chormony też da się opanować.
-kocham cię...-wyznałam mu to chyba poraz setny, wtulając się w jego nagi tors-i nigdy nie przestanę...
NEVER.
******************
Justin mnie czegoś nauczył- Never say never, ok?
Ja nigdy nie powiem nigdy, od dnia wczorajszego.
Słuchałam właśnie płytki Jusa, i pisałam ten rozdział <Ciągle jestem u cioci w Lynnwood, przyjechałam tu na ferie, szczęście że tata pozwolił mi zabrać laptop> i nagle dzwoni telefon.
Odzywa się męski głos, a kto to?
Sam Komorowski!
Okazało się że pomylił numery!
Aż do teraz nie mogę przestać o tym gadać, błagam was: NEVER SAY NEVER, OK?
PLASE PEOPLE, BELIVE!
PS. bajka którą oglądali, to jak się pewnie domyślacie "Artur i minimki"
uwielbiam ten film.

środa, 1 lutego 2012

nastęny


Kiedy się obudziłam było już dziesięć po czwartej, co mnie bardzo zdziwiło.
-o której mam wypis?-spytałam przechodzącej obok pielęgniarki.
-jeśli czujesz się na siłach, to możesz wyjść w każdej chwili.-odpowiedziała mi bardzo miło.
-tak, czuję się na siłach, a... A Justin? Kiedy wyszedł?
-ten chłopak z dwójką dzieci?
-tak...
-siedział tu całą noc...
-ale...
-i pół dnia-dokończyła.
-ale kiedy wyszedł.
-jakąś godzinę temu, to twoje dzieci?
-przestaniesz być taką zdzirą?!-wrzasnęłam, i wstałam z łóżka, by się ubrać, ale młoda pielęgniarka, nie dała za wygraną.
-ta dziewczynka, nie jest twoją córką, prawda? Ale ten chłopczyk... On mówi na cb mama... Czyli... Jest twój? I Bieber jest ojcem?
-tak, Gege jest moim synem, a ojcem jest Justin, jeszcze coś?!-powiedziałam z sarkazmem, którego pielęgniarka najwyraźniej nie zauwarzyła.
-niech tylko media się dowiedzą!-powiedziała z błyskiem w oku, i wyszła z sali.
Ja tym samym, zaczęłam grzebać w komurce, szukając numeru Justina...
*****************
-mama!-krzyknął Gege wybiegając z samochodu.
-Gege!-odwdzięczyłam mu się tym samym, łapiąc go w ramiona i mocno tuląc.
-i co, gotowa żeby poznać mojego sławnego menagera?-spytał jus, otwierając przede mną drzwi auta.
-a... Jak on się w ogóle nazywa?-odpowiedziałam pytaniem na pytanie, wsiadając do niego (do auta, nie justina...XD).
-Scoot-Justin zasiadł za kierownicą, a ja usadowiłam Gege'a w foteliku z tyłu, i usiadłam obok mojego nie oficjalnego chłopaka.
-masz prawko?-spytał mnie gdy ruszyliśmy.
-nie, i nie chcę mieć.-powiedziałam stanowczo, chyba zrozumiał, bo nie drążył więcej tego tematu.
*****************
gdy zobaczyłam ten wielki dom, stało się dla mnie jasne, że będę w nim mieszkać przez następne dwa lata.
-wow...-tylko tyle udało mi się z siebie wydusić.
-czemu każdy kto zobaczy moją chatę, tak reaguje?-spytał Jus.
-nie wiem...-powiedziałam wyciągając Gege'a z auta.
-to co, idziemy?-spytał Justin, otwierając kluczem drzwi.
-a... Twój menager... No... Scoot jest?
-nie ma, ale jest moja mama i ojciec z Jazmine.
-jak to "Ojciec z Jazmine"?
-no... Jazmine nie jest córką mojej matki, tylko ojca, a... No bo moi rodzice się rozstali gdy miałem jakieś trzy miesiące... Czy coś... Mama nigdy o tym nie mówi. Tata se znalazł babkę, i ona urodziła mu Jazmine i Jexona.-odpowiedział wchodząc do jasnego pomieszczenia, którym był przedpokój.
Gdy weszliśmy do pokoju, do Justina podbiegła Jazmine, a Gege podbiegł do niskiej brunetki, która zapewne była mamą Jusa.
Chłopiec wskoczył jej na kolana, i zaczął z uśmiechem coś po swojemu gadać.
-co się stało?-spytał Justin.
Dopiero teraz zorietowałam się że z moich oczu pojechała łza.
-czy mi się wydaje, czy ja byłam nieprzytomna latami...-spytałam, ocierając kroplę z pod oka.
-przestań, tylko kilka tygodni...
-który dzisiaj?-spytałam
-21 czerwca, a co?
-Gege za tydzień kończy roczek!-wystraszyłam się.
-i co z tego, jest jeszcze mnóstwo czasu-powiedziała mama Justina.
-dużo? U nas przynajmniej miesiąc trzeba było zbierać  pieniądze, na głupią czekoladę...
-ale teraz jesteście u nas-powiedziała mama Jusa wstając z fotela z Gege'm na rękach-i nie pozwolę żeby taki słodziak żył w biedzie, w jakim domu dziecka! Justin, zajmiesz się nim, prawda?-dokończyła dotykając nosem noska Gege'a.
-a Laura?-spytał zażenowany.
Kobieta dobrze mi się przyjrzała.
-no co?-spytałam
-nie jesteś jak Selena, co nie?-spytała patrząc mi prosto w oczy.
-nienawidzę jej-szepnęłam wścibsko.
-witaj w rodzinie, mów mi Patty!-krzyknęła, i odeszła z Gege'm na rękach do kuchni<tak myślę>.
Trochę mnie to zdziwiło, ale co tam.
-sorry za nią, zawsze taka jest, była, i niestety ale... Przkro mi bardzo... Będzie.
*************
-JA STOJĘ NA WODZIE!-wrzasnęłam gdy postawiłam jedną łyżwę na lodzie.
Gege już zapieprzał na czworaka po lodzie, a ja ledwo co, ustałam na nim.
-co tak krzywo?-spytał justin łapiąc mnie od tyłu, abym nie upadła.
-pierwszy raz stoję na lodzie!-krzyknęłam-to co ja mam powiedzieć?!
-Gege też pierwszy raz stoi na lodzie... A raczej... Nie wiem jak to nazwać...-dodał, gdy ujrzał wygibasy, które wyczyniał chłopiec.
Ja się tylko zaśmiałam, i próbowałam bezskutecznie zrobić coś z nogami, które wciąż mi się rozjerzdżały.
Na szczęście był przy mnie Justin, i prawie za każdym razem zdążył mnie złapać.
-simo!-krzyknął nagle Gege.
-zimno Ci?-spytał Justin, zgrabnie do niego podjerzdżając.
-yhm...-chłopiec stanowczo przytaknął główką.
Jus wziął Go na ręce, i podjechał z nim do wyjścia, do którego i ja się po chwili doczłapałam.
Justin ściągnął małemu łyżwy, i założył buciki.
Byłam zszokowana, że taki facet, ma takie podejście do dzieci.
Ale Gege go najwyraźniej lubi.
Justin ma prawie osiemnaście lat, a sam zachowuje się jak dziecko.
Jego tata-Jeremy-twierdzi że odkąd mnie poznał, bardzo się zmienił.
-Justin...-zaczęłam biorąc Gege'a na ręce-musimy pogadać...-spuściłam wzrok.
-O czym?-spytał otwierając przede mną drzwi.
-dobra...-wypuściłam Gege'a, by pobawił się w śniegu-słuchaj. Jak ty to sobie wyobrażasz?
-ale co?
-to, że mamy z Gege'm mieszkać u cb.
-przecież to nie problem, mówiłem Ci już, i przestań fantazjować, i tak już za puźno.
-nie jest za puźno, mogę iść z powrotem do ośrodka, albo do jakiegoś internatu.
-nie bądź głupia!
-a jaki masz niby powód, żeby nas dalej utrzymywać?!-wrzasnęłam nagle, wcale tego nie planując-przecież ja cię prawie nie znam! Wszyscy wiedzą że cię kocham, każdy z mojego ośrodka mówił, że kiedyś z tobą będę... Kocham Cię.
-A mnie to nikt o zdanie nie pyta?-powiedział ze złością.
-proszę, powiedz że mnie nie kochasz, zrób mi przykrość na oczach każdego! No proszę, jesteśmy w centrum miasta, zrób to teraz, a czemu nie...
-bo cię kocham-powiedział.
-co...
-tak, Kocham Cię Laura, cb.-podszedł do mnie, i złapał pod brodę-i nie chcę abyś odchodziła...-szepnął, całując moje rozpalone usta....
*************
błagam, powiedcie że to nie prawda!
Aaaaaaaa!
Ok, powiem wam o co cho, bo nie wiecie.
Minął równy rok, odkąd założyłam swojego pierwszego bloga.
Minął rok, a ja  jeszcze nie skończyłam go pisać.
A wiecie dlaczego?
Bo miałam już napisaną całą książkę w zeszycie, i nie chciało mi się przepisywać.
Ale piszcie w komentarzach < na tamtym blogu> czy wam się podoba <tamten blog> i czy mam go kończyć, bo nie wiem czy jest sens.
zobaczymy...
ale na razie tylko link:
http://www.megastarandmy.blogspot.com/
i super teledysk:
http://www.youtube.com/watch?v=hjRh9-qnYpc&feature=BFp&list=FLd3HDPRyVBWXj67EhP3wT6Q
gratulacje Sabina
chapter dedicated for you TheNikajb