Strony

poniedziałek, 6 lutego 2012

i next


-To chyba najlepszy film jaki oglądałam...
-to tylko bajka...-poinformował mnie justin-zobaczysz jaki film wybrałem dla nas...-szepnął tak blisko mojego ucha, że dotykał go ustami.
-ARTUR, UWAŻAJ!-wrzasnęłam, a Jus tak się wystraszył że aż ode mnie odskoczył.
-ile razy mam Ci powtarzać, że TO TYKO BAJKA!-krzyknął.
-a jeśli minimki istnieją...-zaczęłam powoli zmierzać na czworaka w jego stronę po sofie-jeśli Artur także jest?
-a nawet jeśli... To i tak mi cb nie zabierze...-uśmiechnął się szarmacko, i zbliżając swoje wargi do moich.
-ARTUL caluje selenie!-krzyknął Gage.
-co?!-teraz to ja oderwałam się od Justina.
-no, weź... Ta głupia bajka nam ciągle przeszkadza.
Mówił, ale ja byłam już nie przytomna.
Patrzyłam, jak Artur i księżniczka Selenia się pocałowali, co miało oznaczać że się ożenili, potem i on, księżniczka i jej brat Betamesz <Beta> trafili za kratki gdzie odnaleźli dziadka Artura- Archiwalda.
W sumie, wszystko kończy się dobrze, bo
Artur pokonuje Maltazara piłeczką ping-pongową, ale przed tem musiał pożegnać się z Selenią, która łamiąc tradycję, znowu go caluje.
-nie wiedziałam, że można się zakochać w wieku dziesięciu lat...-powiedziałam do Justina, gdy film się skończył.
-co? A, tak, mogę iść już spać?-powiedział przeciągając się.
-idź-powiedziałam, i zerknęłam na Gege'a, który spał już w najlepsze, skulony na podłodze.
-Jus...-krzyknęłam za wiadomym osobnikiem-mógłbyś najpierw go przenieść...?
*****************
***OCZAMI JUSTINA***
*****************
-dobra...-Powiedziałem, nie chciało mi się tego robić, ale nie chciałem stracić jej zaufania.
Do nikogo nie czułem nigdy czegoś takiego...
To była... MIŁOŚĆ.
Jestem tego pewny.
Wziąłem małego na ręce.
Był taki słodki kiedy spał...
Wniosłem go do góry, i położyłem w łóżeczku.
Otworzył lekko oczka.
Przykryłem go.
-dobranoc tatusiu...-szepnął.
Przez chwilę zrobiłem wielkie oczy.
Ale po tym zrozumiałem.
-dobranoc synku-powiedziałem cicho całując go w czoło, i przykrywając kolderką aż po nos.
Tak, to był mój syn.
To JEST, mój syn.
I nikomu Go nie oddam.
*******************
*******LAURA*******
*******************
-I co?-spytałam, gdy Justin wszedł do pokoju-śpi?
-tak, nasz mały śpi...-powiedział, niewiadomo dla czego się uśmiechając, i kładąc koło mnie.
-więc dzisiaj nie śpisz u siebie?-spytałam
-chcę... Po prostu chcę być bliżej Gege'a, żeby jakby co wstać, a ty bedzesz mogła sobie pospać... Co ty robisz?
-zastanawiam się, czy to nie jest tylko wymówka, żeby spać ze mną.
-może i jest... Boże, jak my szybko dorobiliśmy się dziecka nie?
-i do tego bezboleśnie...-potwierdziłam.
Obydwoje się zaśmialismy.
-kocham Cię, wiesz?-spytał ciszej, dotykając dłonią mojego policzka.
-wiem...-szepnęłam.
Nasze ciała dzielił zaledwie centymetr, a nasze usta kilka milimetrów, a ta odległość, z sekundy na sekundę się zmniejszała.
Moje serce pracowało na najwyższych obrotach.
Nie wiedziałam co mam robić, czy to, jaki zamiar ma mój chłopak, aby wyjdzie nam na dobre.
Justin wsunął lekko rękę pod moją  koszulkę, a ja gwałtownie zwiększyłam odległość jaka nas dzieliła.
-przepraszam...-powiedział zażenowany swoim zachowaniem, chłopak.
-nic się nie stało, ale...
-mógłbym jeszcze trochę poczekać... Masz rację, nie jesteśmy jeszcze gotowi na takie posunięcie.
-tak... A pozatym... Chyba nie chcemy sprawić Gege'owi rodzeństwa, co nie?-zaśmiałam się, by rozluźnić trochę atmoswerę.
-tak... Masz absolutną rację-justin próbował także się zaśmiać, ale był zbyt spięty sytuacją.
-Justin... Może... Spróbujemy kiedy indziej, co?
-jasne... Kocham Cię, a ten kto kocha, ten Poczeka, a ja jestem gotowy czekać nawet następne siedmnaście lat prawictwa, by stracić je właśnie z tobą, myślę, że chormony też da się opanować.
-kocham cię...-wyznałam mu to chyba poraz setny, wtulając się w jego nagi tors-i nigdy nie przestanę...
NEVER.
******************
Justin mnie czegoś nauczył- Never say never, ok?
Ja nigdy nie powiem nigdy, od dnia wczorajszego.
Słuchałam właśnie płytki Jusa, i pisałam ten rozdział <Ciągle jestem u cioci w Lynnwood, przyjechałam tu na ferie, szczęście że tata pozwolił mi zabrać laptop> i nagle dzwoni telefon.
Odzywa się męski głos, a kto to?
Sam Komorowski!
Okazało się że pomylił numery!
Aż do teraz nie mogę przestać o tym gadać, błagam was: NEVER SAY NEVER, OK?
PLASE PEOPLE, BELIVE!
PS. bajka którą oglądali, to jak się pewnie domyślacie "Artur i minimki"
uwielbiam ten film.

1 komentarz:

  1. Podobało mi się jak ten film oglądali:) Ogólnie cały rozdział super. Czekam na kolejny.

    OdpowiedzUsuń